Na skrzyżowaniu drogi z Jabłowa, Czarnego Boru i Gorc do szło do zderzenia karetki wiozącej pacjenta z samochodem osobowym. Policja zablokowała wjazd na ten fragment drogi wojewódzkiej 367 w Czarnym Borze i w Gorcach. Według pierwszych, nieoficjalnych ustaleń karetka wpadła w poślizg i zderzyła się z oczekującym na włączenie do
WYPADEK DWÓCH BUSÓW I KARETKI W poniedziałek, 21 marca 2022 roku, ok. godz. 9:30 na drodze DK-10 pomiędzy miejscowościami Piła a Jeziorki doszło do zderzenia dwóch samochodów dostawczych i karetki pogotowia przewożącej pacjenta. W wyniku zdarzenia jeden z samochodów dostawczych przewrócił się na bok. Łącznie pojazdami podróżowało 5 osób. W wyniku wypadku trzy osoby zostały poszkodowane, w tym ratownik medyczny oraz pacjent przewożony karetką. Działania zastępów straży polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, udzieleniu kwalifikowanej pierwszej pomocy, postawieniu samochodu na koła za pomocą wyciągarek samochodowych oraz sorpcji rozlanych płynów eksploatacyjnych. Droga krajowa była całkowicie zablokowana przez ok. 4 godziny. Opracowanie : asp. Adrian Romanowski, KP PSP Piła Zdjęcia: mł. kpt. Maciej Kowalski, KP PSP Piła Zdjęcia (2) Nie żyje pacjent poszkodowany w czwartkowym wypadku karetki w centrum Szczecina. Wypadek karetki na skrzyżowaniu Wyzwolenia i Rayskiego [zdjęcia] +10 Zobacz galerię FACEBOOK. Na sygnale Wypadek karetki jadącej na sygnale fot. Krzysztof Dęga Share Tweet Zablokowna DK10 między Piłą a Jeziorkami. Około doszło tam do wypadku karetko pogotowia ratunkowego, która jechała na sygnale z dwoma busami. Dwie osoby zostały poszkodowane i przewiezione do Szpitala Specjalistycznego w Pile. – Karetka pogotowia jechała na sygnale z Wyrzyska do pilskiego szpitala. Ranni w wypadku to pacjentka karetki oraz ratownik medyczny – mówi st. sierż. Wojciech Zeszot, rzecznik prasowy pilskiej policji. Ze wstępnych ustaleń wynika, że karetka jechała w kierunku Piły. Ambulans poruszał się na sygnale. Jadący z przeciwległej strony bus chciał zjechać i ustąpić pierwszeństwa przejazdu, jednak załapał pobocze i wyrzuciło go wprost na karetkę. Jak informuje pilska policja, wszyscy kierowcy byli trzeźwi. Krajowa 10 jest zablokowana. W obu kierunkach potworzyły się korki. Wkrótce więcej zdjęć w dziale FOTORELACJE a także materiał VIDEO na naszym kanale YOUTUBE. Na sygnale 12-latek uszkodził tablice w Chodzieży Published 1 dzień agoon 3 sierpnia, 2022 Policjanci z chodzieskiej Komendy ustalili, kim jest sprawca uszkodzenia dwóch tablic edukacyjnych znajdujących się w rejonie jeziora Strzeleckiego w Chodzieży. W ostatnich dniach szeroko w lokalnej społeczności komentowana była sprawa uszkodzenia tablic edukacyjnych, jakie ustawione zostały w rejonie jeziora Strzeleckiego w Chodzieży. Zawiadomienie w tej sprawie zostało przyjęte przez chodzieską Policję w poniedziałek 1 sierpnia. Straty oszacowano na 2 tysiące złotych. Policjanci, którzy zajęli się wyjaśnianiem tej sprawy, jeszcze tego samego dnia ustalili, kim jest wandal. To 12-letni mieszkaniec Chodzieży. Małoletni przyznał się do pomalowania sprayem tablic, jednakże nie potrafił wytłumaczyć swojego nagannego zachowania. Z uwagi na jego wiek, materiały w tej sprawie zostaną przekazane do Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Chodzieży z wnioskiem o rozważenie wszczęcia postępowania tytułem ustalenia stopnia demoralizacji chłopca. Uszkodzone tablice zostały już przez małoletniego wyczyszczone i przywrócone do stanu pierwotnego. Na sygnale Tragiczny zgon na DK 10 Published 2 dni agoon 2 sierpnia, 2022 fot. KP PSP Piła Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło dzisiaj kilka minut przed południem na DK10 w okolicy miejscowości Ruda w gm. Wyrzysk. 71-letni mężczyzna kierujący Hondą CR-V podróżował wraz z wnuczą. Jadąc od strony Bydgoszczy postanowił zatrzymać się na chwilę na stacji paliw w Rudzie. Po chwili ruszyli w dalszą drogę. Po przejechaniu około 200-300 metrów starszy mężczyzna zdążył powiedzieć, że źle się czuje, po czyn stracił przytomność. Rozpędzone auto zjechało na przeciwległy pas jezdni, uderzyło w barierki, a następnie w prywatną posesję. Gdy na miejscu pojawiły się służby ratunkowe, musiały wyciąć z pasów 71-lateka i przystąpiły do jego resuscytacji. Niestety godzinna reanimacja nie przyniosła efektu. Mężczyzna zmarł. Ruch w tym miejscu odbywa się wahadłowo. Czynności prowadzi policja oraz prokurator. W Cisewie doszło do kolizji z udziałem karetki pogotowia i osobówki. Okazało się, że kierowca ambulansu był pijany. Oprócz mężczyzny pracę stracił też jadący razem z 46-latkiem ratownik. Poważny wypadek w Pile Około godz. doszło do poważnego wypadku z udziałem karetki pogotowia ratunkowego z Wyrzyska. Ratownicy wieźli w niej pacjenta na tomografię do pilskiego szpitala. Na ul. Przemysłowej karetka zderzyła się z osobową skodą, kierowaną przez 34-letnią kobietę. W skutek uderzenia karetka przewróciła się na bok. Pacjent został odwieziony do szpitala inną karetką. Policjanci sprawczyni wypadku, 34-letniej pilance, zatrzymali prawo jazdy. Mała Marysia pilnie potrzebuje krwi. To ofiara wypadku w Pile Ośmiomiesięczna Marysia Braksator, która jest najpoważniej poszkodowaną osobą wypadku na pilskim lotnisku, nadal przebywa w szpitalu w Poznaniu. Stan dziewczynki jest ciężki. Jej rodzina prosi o oddawanie dla niej krwi. Pijany motocyklista uderzył w osobówkę Poważny wypadek na skrzyżowaniu ul. Kołobrzeskiej z ul. Paderewskiego w Pile. Pijany 17-latek jadąc motorowerem marki Zipp nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu i zderzył się z samochodem ford fiesta. Dwie osoby trafiły do szpitala w Pile. Poważny wypadek w Pile Wypadek na rondzie Solidarności w Pile omal nie zakończył się tragicznie. Renault kolos dosłownie wbił się w bok tico. Jego kierowcę trzeba było wycinać z samochodu. Motolotniarz spadł na ziemię. FILM Wypadek na lotnisku w Pile. W środę po południu w czasie lądowania spadł na ziemię 37-letni motolotniarz. Na szczęście przeżył, choć ma złamaną nogę. Samobójstwo czy wypadek? Tragiczny wypadek na torach w centrum Piły. W piątek około godz. na torowisku pomiędzy ul. Bydgoską, a ul. Wawelską został potrącony 22-letni mieszkaniec Piły. Mężczyzna zmarł na miejscu. 1 Kupony rabatoweWypadek karetki Źródło: Regionalny portal ustalił nieoficjalnie, że w środku znajdowała się osoba, która przeszła udar. Niestety, w pewnym momencie doszło do zderzenia z osobówką.Spowodował śmierć Bogu ducha winnych ludzi - mówiła prokurator i żądała dla oskarżonego czterech lat więzienia. Jest finał procesu w sprawie wypadku karetki w podpoznańskim Puszczykowie. Ratownik Sebastian Stachowiak wjechał na przejazd kolejowy i utknął między szlabanami. W ambulans uderzył rozpędzony pociąg. Zginęli: drugi, 42-letni ratownik i 30-letni lekarz. To oskarżony doprowadził do wypadku - mówiła dziś w poznańskim Sądzie Okręgowym prokurator Marcelina Roszkiewicz. To oskarżony, mimo że przejazd już był zamknięty, zapory wjazdowe opuszczone i widząc zamykające się zapory wyjazdowe oraz sygnalizatory świetlne zabraniające wjazdu na oznakowany przejazd kolejowy, zignorował obowiązujące przepisy, kontynuował jazdę, co spowodowało jego uwięzienia i niemożność swobodnego, bezpiecznego opuszczenia przejazdu. Zginęły dwie osoby. Prokurator złożyła też wniosek, by po wydaniu wyroku, oskarżony trafił od razu do aresztu, jeszcze przed uprawomocnieniem się decyzji sądu. Prokurator domaga się również dla oskarżonego 6-letniego zakazu prowadzenia samochodu i zapłaty nawiązek po 50 tysięcy złotych dla obu wdów. Wnioski pełnomocników poszkodowanych rodzin są jeszcze surowsze. Chcą 8 lat więzienia i dłuższego zakazu prowadzenia samochodu - jeden 10-letniego, a drugi nawet 15-letniego. Pełnomocnik rodziny lekarza złożył też wniosek, by oskarżony został skazany za umyślnie, a nie za nieumyślne spowodowanie katastrofy. Zasugerował nawet, że oskarżony tak manewrował samochodem na przejeździe, by sam najmniej ucierpiał. Obrońca oskarżonego adwokat Andrzej Jarosław Reichelt mówił, że wnioski prokuratora i pełnomocników są bardzo surowe. Oczywiście, że zostały naruszone przepisy ruchu drogowego, ponieważ w inny sposób nie mogłoby nigdy dojść do katastrofy drogowej. Jednak są też elementy niezwykle łagodzące dla mojego mandanta. Po pierwsze osoby, które straciły tam życie, to byli też jego wieloletni koledzy z pracy. Jest to dla niego również ogromna tragedia. Jechali na tak zwanej jedynce, czyli na najwyższym poziomie ratowania życia na karetce. Tylko i wyłącznie wnoszę o uczciwy i sprawiedliwy wyrok. Obrońca mówił też, że jego klient nigdy nie będzie sprawny, a w przypadku, gdy doszło do dużego uszczerbku na zdrowiu u samego sprawcy, można zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary. Oskarżony poparł wniosek obrońcy i powiedział tylko, że prosi o sprawiedliwy wyrok. Poznamy go 25 maja. Do wypadku doszło w kwietniu 2019 roku. Oskarżony na początku procesu powiedział, że karetki wielokrotnie wjeżdżały na przejazdy przy opuszczających się rogatkach. W dniu wypadku ambulans jechał do szpitala w Puszczykowie po chorego. To już drugi wypadek z udziałem karetki w ciągu ostatniego tygodnia. 7 maja koło Słupska w zderzeniu karetki z audi i motocyklem oraz cysterną zginęły 2 osoby. W dawnej stolicy województwa pilskiego próżno szukać tablicy, krzyża czy choćby symbolicznego kamienia w miejscu wypadku, który pochłonął 10 ofiar. Byli to głównie młodzi żołnierze z jednostki w Bolesławcu, którzy jechali na poligon w Ustce. Rannych w wypadku zostało 28 ich kolegów. W Pile pociąg zatrzymał się kwadrans przed szóstą rano. Po rutynowym sprawdzeniu składu, tzw. eszelon ruszył w dalszą drogę. Przejechał zaledwie kilkaset metrów. To był pochmurny poranek, pamiętam jak dziś - wspomina 19 maja 1988 roku pierwsza dziennikarka, która dotarła na miejsce wypadku. Wiesława Pinkowska pracowała wtedy dla szczecińskiego oddziału Telewizji Polskiej, była korespondentką z Piły. Nie było telefonów komórkowych, maili, a ówczesne tempo komunikacji np. między redakcją a dziennikarzem niczym nie przypominało dzisiejszego. Dla pilan pierwszym niepokojącym sygnałem były tamtego poranka wszechobecne i niemilknące sygnały pędzących w kierunku dworca karetek pogotowia. Wiadomo było, że stało się coś poważnego. Na targowisku leżącym między miejscem katastrofy a ścisłym centrum miasta po ósmej zaczęły się pojawiać pierwsze głosy, mówiące o tym, że na torach, kilkaset metrów za dworcem doszło do katastrofy. Dla Wiesławy Pinkowskiej, pokonującej tamtędy codzienną drogę do pracy, był to wyraźny sygnał, że trzeba działać natychmiast. Z podobnego założenia wyszli też żołnierze, którzy na wezwanie swoich dowódców ruszyli na torowisko u zbiegu ulic Okrzei i Towarowej. Kiedy korespondentka TVP dotarła na miejsce razem ze swoim operatorem Zbigniewem Sabikiem - zabrali się do pracy. Wiesława Pinkowska jak zawsze w takiej sytuacji - poszukiwała ewentualnych rozmówców. Operatorowi kamery udało się w tym czasie zrobić kilka ujęć miejsca katastrofy. W tym czasie przy płocie oddzielającym feralne torowisko od drogi prowadzącej do ówczesnych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego zebrał się tłum gapiów. Byli to pracownicy ZNTK, którzy na wieść o zdarzeniu - przerwali pracę. O to by nikt "z zewnątrz" nie miał dostępu do miejsca katastrofy zadbali żołnierze nie tylko z Wojskowej Służby Wewnętrznej, ale i żołnierze z Wyższej Oficerskiej Szkoły Samochodowej, mieszczącej się wówczas w Pile, oddelegowani do zabezpieczenia miejsca zdarzenia. Embargo na informacje z miejsca zdarzenia zostało nałożone niemal natychmiast. Pinkowska i jej operator zostali zatrzymani przez oficerów WSW, pożyczona kamera Sabika została zarekwirowana, a duet korespondentów na kilka godzin osadzony w siedzibie służby. Z artykułu red. Jacka Prześlugi, ówczesnego dziennikarza "Tygodnika Pilskiego", organu informacyjnego PZPR, który ukazał się kilka dni po katastrofie: O godzinie 7:30 pociąg ruszył. Po trzystu metrach - nagłe hamowanie; obsługa zauważyła źle ułożoną zwrotnicę, kierunek jazdy był niezgodny z planowanym. Po chwili zwrotnicę przełożono, minęła minuta, lokomotywa i wagony ostro ruszyły dalej. Prędkość jazdy: 27-28 km/h. Byłaby większa, gdyby nie ów przypadkowy postój i ponowny start. Od tego momentu aż do chwili katastrofy minęła jedna, może dwie minuty. Pociąg wjechał na rozjazd krzyżowy. Jeden z wagonów w środku składu (prawdopodobnie dziewiętnasty) wyskoczył z szyn, najechał kołami na iglicę kolejnego rozjazdu, przestawił go w kierunku na tor 110. Tam też pojechały następne po dziewiętnastym wagony. Jadąca po torze 109 lokomotywa, ciągnęła więc 18 wagonów (towarowe plus jeden osobowy) po torze nr 109, zaś resztę składu po sąsiednim, sto dziesiątym torze. Wagon dziewiętnasty jechał po podkładach szyn. Na torze nr 110 stał zestaw wagonów z cegłą i kręgami betonowymi. Wykolejony wagon rozwalił latarnię, semafor, koziołki przy rozjeździe i uderzył bokiem, prawą stroną w wagony towarowe z cegłą i kręgami; na niego natomiast wjechały wagony następne - jadące po torze 110. W wagonach w środku składu spali żołnierze. Część żołnierzy wiedziała co się stanie po tym, jak ten feralny wagon wjechał na tor, na który nie powinien wjechać, wiedzieli, że będzie katastrofa, ale nie mogli nic zrobić. Nie mieli ani hamulca bezpieczeństwa, ani łączności radiowej - tłumaczy Piotr Chamczyk, dokumentalista i zawodowy kolejarz, który od ośmiu lat pracuje nad filmem o wydarzeniach z 19 maja 1988 roku. Pilaninowi udało się spotkać z byłymi dziś żołnierzami, którzy przeżyli katastrofę. Mam wrażenie, że to wydarzenie wpłynęło na całe ich późniejsze życie. Oni cały czas tym żyją. Kiedy wspominają to się denerwują, ronią łzę - wspomina swoje spotkania z bezpośrednimi świadkami tragedii Piotr Chamczyk. Ich wspomnienia okazały się najcenniejsze w przygotowaniu powstającego filmu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem "Eszelon" będzie miał swoją premierą w przyszłym roku - 33 lata po katastrofie. Jego przygotowanie zajmuje tyle czasu ze względu na ogromny problem z archiwaliami z tamtego okresu. Nie ma nic w archiwach prokuratury, nie ma nic w archiwum państwowym, nie ma żadnej dostępnej dokumentacji fotograficznej, jedynie dzięki wspomnieniom można opowiedzieć tę historię, ale jest jeden problem - ludzie nadal nie chcą o tym mówić, wyglądają jakby byli zastraszeni, obawiali się, że będą ścigani - wyjaśnia dokumentalista po swoich spotkaniach z kolejarzami, którzy tamtego dnia byli w pracy. Swoista zmowa milczenia i embargo na informacje o katastrofie wojskowego pociągu poskutkowały tym, że do dziś mało kto w kraju w ogóle wie, że taki wypadek miał miejsce. 19 maja 33 lata temu w wieczornym Dzienniku Telewizyjnym pojawiła się jedynie krótka wzmianka o zdarzeniu i ofiarach śmiertelnych. Jedynym znanym publicznie zdjęciem z miejsca katastrofy było jak dotąd zdjęcie Eugeniusza Mikuszewskiego, obrazujące wspomniany artykuł Jacka Prześlugi. Udało nam się jednak dotrzeć do innej fotografii, szczęśliwie ocalałej i nigdy dotąd niepublikowanej. Jego autorem jest ówczesny pilski dziennikarz "Gazety Poznańskiej". Przez zupełny przypadek miałem przy sobie aparat fotograficzny, którym udało mi się zrobić zdjęcie, po czym schowałem aparat. Zaraz potem zaczął się robić hałas. Próbowałem potem dołączyć później to zdjęcie do materiału, ale to się nie udało, bo było embargo na ten temat - tłumaczy 33 lata po katastrofie Jan Japas Szumański. Zdjęcie ponad trzy dekady przeleżało w prywatnym archiwum. Widać na nim najbardziej uszkodzone, drewniane wagony, którymi podróżowali żołnierze. Z przodu stoi lokomotywa ST43, popularnie zwana Rumunem, która ciągnęła skład. W lewym rogu spalinowóz SM42, który według relacji autora zdjęcia, przysłano do przetoczenia pozostałych wagonów. Prokurator Lech Forecki, który jako pierwszy dokonywał oględzin miejsca zdarzenia, dotarł na zbieg Okrzei i Towarowej około ósmej rano. Karetki zabierały wtedy jeszcze rannych żołnierzy. Już wtedy było wiadomo, że osiem osób nie przeżyło wypadku. Ciała były ułożone na torowisku między wagonami. Przykryto je wojskowymi pałatkami. To był bardzo długi skład, nie pamiętam ile miał wagonów, ale pamiętam, że musieliśmy bardzo długo iść, żeby te oględziny rozpocząć od końca pociągu. Po jakimś czasie przyjechało dwóch prokuratorów z prokuratury wojewódzkiej w Pile z siedzibą w Chodzieży. Pan prokurator Zbigniew Pawlak i prokurator Stanisław Szymczak - wspomina dziś prokurator w stanie spoczynku Lech Forecki, oddelegowany później do prosektorium, by wspólnie z biegłym patomorfologiem prowadzić sekcję zwłok. Zbigniew Pawlak relacjonuje dziś, że na miejscu zdarzenia pojawił się spór, która prokuratura ma prowadzić śledztwo - wojskowa czy cywilna. Udało się go rozwiązać dość szybko, mimo, a być może właśnie dlatego, że na miejsce dotarli też wysocy rangą wojskowi oficjele. W związku z tym, że skład był obsługiwany przez cywilów, śledztwo prowadziła prokuratura wojewódzka. Jak na tamte czasy - postępowanie trwało dość długo. Zbieranie materiałów, przesłuchania świadków, ale też obrady komisji wyjaśniającej katastrofę, na które do Warszawy jeździł prokurator Pawlak - wszystko to trwało łącznie ponad pół roku. Śledztwo umorzono. Ekspertyzy biegłych sprowadzały się do ustalenia, jaki mechanizm spowodował, że pociąg od pewnego wagonu jechał nie po tym torze, po którym jechała pierwsza jego część, a więc trzeba było badać cały system zwrotnicowy, cały system przekładni.(...) Biegli nie doszli do jakichkolwiek wniosków, które pozwoliłyby na postawienie komukolwiek zarzutów - tłumaczy były prokurator, emerytowany radca prawny Zbigniew Pawlak. Postanowienie o umorzeniu śledztwa to tak naprawdę jedyny dostępny (niewykluczone, że swoje materiały ma w archiwach wojsko - dokument opisujący ciąg przyczynowo-skutkowy, jeśli chodzi o katastrofę eszelonu. Twórca filmowego dokumentu na jej temat zaznacza, że uzasadnienie ówczesnej decyzji śledczych pomogło mu zrozumieć, co wydarzyło się kilkaset metrów za stacją Piła Główna. Sam jednak nie jest do końca pewien, czy śledztwo było prowadzone pod dużą presją, a zawarte we wnioskach końcowych informacje są w stu procentach prawdziwe. Na ich podstawie jednak w filmie, którego premiera zaplanowana jest na przyszły rok - próbuje odtworzyć przebieg zdarzeń. W katastrofie wojskowego eszelonu zginęli: st. chor. Walery Grygorowicz (lat 32), chor. Krzysztof Siuda (lat 25), st. sierż. Andrzej Maniak (lat 33), st. szer. Mirosław Brodzikowski (lat 22), st. szer. Andrzej Jordan (lat 20), st. szer. Marek Pacek (lat 22), szer. Tadeusz Jakowczyk (lat 22), szer. Jerzy Rosik (lat 21), szer. Robert Skrzypczak (lat 21), szer. Artur Szyszka (lat 24). Żołnierze, którzy przeżyli katastrofę rokrocznie spotykają się na zjazdach byłych żołnierzy jednostki w Bolesławcu. thuYm.